I oto pierwszy rozdział. Wiem, jest króciutki, ale to tylko sprawdzenie czy według was dobrze piszę (pod każdym aspektem tego określenia). Jestem otwarta na każde uwagi i propozycje dotyczące tekstu. Nie przedłużając dłużej zapraszam do czytania :)
~~~
Rozdział I
Zrujnowane nadzieje
Niewysoka
dziewczyna o farbowanych, niebieskich włosach sięgających do ramion szła niespokojnie
ulicami miasta, którego drugie życie zaczynało się w nocy. Wszystkie bary,
kasyna i kluby nocne były już od dobrej chwili otwarte. Jednak nie interesowały
ją te miejsca. Musiała zrobić coś o wiele dla niej ważniejszego. Szukała czegoś
od czego zależało jej życie, już od bardzo długiego czasu tego nie miała.
Mijała grupki podpitych młodych ludzi, niepokojących typków, a także dziewczyn
ubranych niezwykle skąpo. Nawet gdy kilku pijanych młodzików ją zaczepiło
nie interesowali ją w najmniejszym stopniu. Skręciła w ciemną, zaśmieconą
alejkę. Zatrzymała się. Znalazła to! Tak bardzo tego potrzebowała. Na ziemi
oparty o ścianę siedział ledwo przytomny chłopak, a tuż obok niego leżało kilka
strzykawek. Znalazła pokarm! Narkoman był tak otumaniony narkotykami, że w
ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego iż nad nim stoi niebiesko-włosa wampirzyca
uzależniona od picia krwi zmieszanej ze środkami odurzającymi, która na dodatek
głodowała od kilku dni. Obnażyła kły i schyliła się nad swoją ofiarą. Już miała
wbić je w jego szyję, gdy nagle poczuła przeszywający ból w boku. Odwróciła
raptownie głowę i zobaczyła długie ostrze miecza wbite w nią. Ktoś pomyślał, że
zabije ją za pomocą zwykłej broni? Uśmiechnęła się drwiąco. Spojrzała wyżej by
zobaczyć tego idiotę, który chce zabić w tak nieudolny sposób nieśmiertelnego.
Ujrzała wysokiego mężczyznę z czarnymi, długimi włosami ubranego cało na
czarno. Chciała triumfalnie ogłosić mu, że nie ma szans z nią, potężną
wampirzycą, ale zanim zdążyła to powiedzieć poczuła coś. Poczuła, ze w miejscu
gdzie miecz był utkwiony jej ciało się nagrzewa. Płonie od wewnątrz. Skóra jej
się rozpuszczała. Kości zmieniały się w proch. Wnętrzności niczym wrzątek wypalały
ją. Umierała w torturach. To niemożliwe! Przecież jej obiecali! Miała żyć
wiecznie! Nikt nie miał móc nigdy ją zabić! Okłamali ją. Po policzkach spłynęły
jej łzy rozpaczy, z gardła wydobyły się krzyki agonii. Ostatnią rzeczą jaką
zobaczyła był jej oprawca: odziany w czerń anioł śmierci, na twarzy którego
malował się uśmiech głębokiego zadowolenia.
Czarnowłosy
mężczyzna stał nad ciałem wampirzycy czekając aż całkowicie zmieni się w proch.
Musiał przyznać, że jego nowa broń przeciw wampirom działa idealnie. Miecz wykonany z poświęconej stali z wygrawerowanym
błogosławieństwem to jedna z lepszych rzeczy zrobionych przez Kowala. Mężczyzna
był zachwycony działaniem swojej nowej „zabawki”, uwielbiał patrzyć na
zwijające się z bólu wampiry szczególnie na takie, które są fałszywie
przekonane o swej potędze. Mina tej dziewczyny była przezabawna, gdy to w co
wierzyła okazało się kłamstwem. Doprawdy. Czy te świeże krwiopijce kiedykolwiek nauczą się, że nie są
niepokonane? Pewnie nie, a jak już to tak samo jak ta, którą teraz zabił:
podczas swojej śmierci. Rozmyślania przerwała mu dziewczyna o kasztanowych
włosach związanych w kucyk, ubrana tak samo jak on; w czerń. Dziewczyna
pojawiła się za nim znikąd, jakby wyrosła spod ziemi.
- Gawron! Co ty do cholery wyprawiasz?!-krzyknęła na
niego nie kryjąc zdenerwowania. Ten odwrócił się do niej i rzekł spokojnie:
- Pracuję.- Na dowód tych słów wskazał na kupkę popiołu,
tego co zostało po wampirzycy - Nie widać? A może Alciu wzrok ci się popsuł?-
dodał zgryźliwie.
-Nie o to mi chodzi! I nie zwracaj się do mnie „Alciu”!
-A z czym masz problem, znowu?- zapytał Gawron.
-Dobrze wiesz z czym mam problem!- powiedziała z irytacją
i westchnęła- Ile razy mam ci powtarzać, że zabijamy je tak, aby się nie darły?
Było ją słychać dwie alejki dalej.
-Mam kiepską pamięć do takich drobnostek.-Uśmiechnął się.
Nagle usłyszeli odgłos czyichś kroków zbliżający się w
ich stronę.
-Rozprawie się z tobą później- oświadczyła Alicja-
Zmywajmy się stąd.
Gawron skiną głową i pobiegli razem wzdłuż alejki.
Biegnąc coraz szybciej zaczęli wtapiać
się w mrok nocy, aż w końcu zniknęli.
Po
chwili na miejsce, gdzie rozmawiała ta dwójka przybiegła chuda kobieta w długim
fioletowym płaszczu zasłaniającym piżamę, na nogach miała niezasznurowane, założone
w pośpiechu buty. We włosach miała wałki. W ręce trzymała kurczowo telefon.
Jako jedyna w sąsiedztwie po usłyszeniu krzyku przybiegła tu tak szybko jak
tylko umiała. Pozostali sądzili, że to znowu jakieś pijane dziewczyny się
wygłupiają, lub spali głęboko, albo też po prostu nie chcieli pakować się w
kłopoty. Na miejscu zastała tylko nieprzytomnego narkomana. Kobieta zadzwoniła
na policje, myśląc, że chłopak nie żyje. Ale żył. Okazało się, że wziął trochę
za dużo. Zawieziono go do szpitala. Przy okazji dzięki niej dostał karę za
posiadanie. Nigdy nie spotkał mężczyzny któremu tak naprawdę zawdzięczał życie.
I jak? Podoba się? Piszcie swoje opinie w komentarzach :)