Na początku: przepraszam za opóźnienia! *pada na ziemie, prosząc o wybaczenie*. Nie miałam ostatnio czasu na pisanie (szał kończącego się półrocza i przypomnienie sobie, że oceny same się nie poprawią). Przechodząc do rzeczy: oto rozdział trzeci, czyli w skrócie: co porabiają wampiry podczas zebrania ich Rady. W ramach przeprosin zdradzę wam, że jest sporo do czytania :D. Teraz zapraszam do czytania.
PS. Nazwa nieoficjalna tego rozdziału to "Wampirzy Melanż" :D
Rozdział III
Rezydencja czerwieni
Poranek, siedziba łowców nr 84 w Las Vegas
Rocky
i Edmund zdążyli się spakować o wiele szybciej, niż to przewidywali. Następnego
dnia byli już gotowi do wyjazdu. Obydwoje nie znosili jeździć na spotkania
Rady, ale był to ich obowiązek. Rocky
podeszła do drzwi wyjściowych, ciągnąc
za sobą wielką, szarą walizkę.
-Wrócimy za jakieś dwa tygodnie- oznajmiła Alicji, która
właśnie przyszła, by pożegnać się z przyjaciółmi.
-Nie dacie rady szybciej?- zapytała Alicja.
-Zanim dotrzemy na miejsce minie trochę czasu, same
spotkanie Rady trwa do kilku dni, bo często w trakcie niej odbywają się różne przyjęcia ze względu na
tradycje, a potem powrót też trochę
trwa- wyjaśniła Rocky niezachwycona tym faktem ani trochę.
-Rozumiem- powiedziała szatynka.
- Mam nadzieję, że poradzicie sobie bez nas, do czasu
naszego powrotu, lub powrotu pozostałych z misji- rzekła wampirzyca.
-Nie martw się. Damy sobie radę- uspokoiła ją Alicja-
Jakby coś, to zagonię Chesa do roboty!
Rocky uśmiechnęła się. Właściwie czym się przejmowała?
Nie było na świecie bardziej odpowiedzialnej osoby, która zajęłaby się siedzibą
łowców niż Alicja. Po chwili zjawił się Edmund z granatową walizą.
-Idziemy?- zapytał Ed swoją siostrę.
-Tak- odpowiedziała Rocky i zwróciła się do przyjaciółki-
No to, do zobaczenia. Pa, Gawron – krzyknęła jeszcze, po czym otworzyła drzwi i
wyszła. Edmund, podążając za nią, skinął głową, na dowidzenia, łowczyni i
przekroczywszy próg, zamknął za sobą drzwi.
Alicja została sama w przedpokoju. „Szykują się dwa długie,
przezabawne tygodnie” pomyślała ironicznie. Nagle za nią rozległ się dziwny
dźwięk:
Zzzzt!
Znała ten odgłos. Odwróciła się. Na starej, trochę
obdrapanej ścianie pojawił się cieniutki, dość długi, czarny pasek, z którego
wystawały, poruszające się szybko, języczki cieni. Otwierało się wejście do
piekła. Pasek rozszerzył się tworząc przejście dla niewysokiej osoby do czarnej
otchłani. Przeszedł przez nie kot. Najzwyklejszy na świecie czarny kot z
wielkimi, żółtymi ślepiami wpatrzonymi w łowczynię.
-Witaj, Alicjo.- Zwierzątko nienaturalnie uśmiechnęło się
szeroko, ukazując całkiem sporo śnieżnobiałych, ostrych zębów w kształcie
trójkątów.
-Witaj, Cheshire. Miło, że w końcu przybyłeś.-Alicja
odwzajemniła uśmiech kocura- Czyżby coś zatrzymało cię w piekle?
-Zagadałem się- odrzekł wymijająco- Strraciłem rrachubę
czasu- dodał, przy każdym „r” wydawał odgłos jakby mruczenia.
-Tak, jasne- Nawet nie miała ochoty wypytywać go o
prawdziwe powody jego spóźnienia, bo i tak nie usłyszałaby prawdy- Kiedy cię
nie było Rocky i Ed dostali powiadomienie o spotkaniu Rady Wampirów i właśnie
przed chwilą wyszli.
-Oooch, czyli zostaje tu tylko nasza trrójka- rzekł
trochę nerwowo Ches.
-Tak i mam ci coś jeszcze do powiedzenia…
Cheshire z łatwością zgodził się pomagać w siedzibie w
czasie nieobecności pozostałych członków. Wystarczyło tylko, że Alicja
przypomniała mu o karach za niesubordynację demonów, pracujących u łowców, a
Ches natychmiast chciał wziąć się za robotę.
Trzy godziny później, prywatny odrzutowiec łowców,
gdzieś nad Atlantykiem.
Rocky
siedziała na niezwykle wygodnym fotelu, oglądając film „Szybcy i Wściekli 4”
puszczony na laptopie, leżącym na stoliku przed nią. Zwykle nie chętnie
oglądała filmy akcji, ale musiała jakoś odreagować swoją obecną sytuację, a to
najlepiej jej w tym pomagało. Ed siedział obok niej, czytając książkę. Oboje
nie mieli ochoty nawet myśleć o spotkaniu Rady. Samo zebranie nie byłoby takie
złe, gdyby nie to, że będą na nim ich starzy „znajomi” ; były chłopak Rocky,
który nie rozumie, że nie byli już razem, jedna psychopatka zakochana w Edzie i
paru strasznych typków, czyli osoby których żadne z nich nie miało ochoty
widzieć. Po dłuższym czasie Rocky skończyła oglądać film i wzięła się za następną
część, a potem za kolejną, ale nie pooglądała jej do końca, gdyż samolot
zbliżał się do lądowania.
Około pół godziny później, lotnisko w Transylwanii, w
Rumuni
Edmund podał swój paszport
mile wyglądającej kobiecie o urodzie latynoskiej. Ta otworzyła dokument i
sprawdziwszy czy jest ważny, wbiła w odpowiednie miejsce pieczątkę.
-Witamy w Rumuni- rzekła kobieta, podając mu paszport.
-Dziękuję – powiedział Ed, uśmiechając się do niej
uprzejmie. Wziął papier i ruszył ku wyjściu, gdzie stała jego siostra, czekając
na niego. Wyszli razem i zapchawszy walizy do bagażnika wypożyczonego, starego,
białego Forda Fiesta, wsiedli do niego. Odjechali spod lotniska do najbardziej
oklepanego i przewidywalnego miejsca, gdzie mogłyby spotkać się wampiry, do
zamczyska Draculi. Jechali w milczeniu; Ed był skupiony na prowadzeniu auta, a
Rocky wetknąwszy sobie w uszy słuchawki, słuchała głośno muzyki. Po kilku
godzinach, kiedy to początkowo jechali cywilizowanymi szosami, a potem przez
leśne, zarośnięte drogi stary, samochód dał radę ich przywieść na miejsce. Gdy
dojechali dochodziła dwudziesta. Rocky wyszła z samochodu, zatrzaskując za sobą
drzwiczki. Spojrzała na budynek, stojący przed nimi. Było to zamczysko
zbudowane w stylu renesansowym, posiadający niezliczenie wiele komnat i sal.
Ściany zarośnięte były bluszczem, przez co wyglądało jeszcze bardziej tajemniczo.
Ed również wysiadł z Forda. Podszedł do siostry i stwierdził:
-Nic tu się nie zmieniło.
-Tak, nawet bluszcz porasta te same miejsca co zawsze-
zgodziła się z nim Rocky.
Nagle wielkie, potężne wrota zamczyska otworzyły.
Przeszedł przez nie chudy, niski, łysiejący mężczyzna, który z twarzy
przypominał mysz. Ubrany był w elegancki frak i spodnie z czasów
wiktoriańskich. Człowiek ten szybko podszedł do wampirzego rodzeństwa i skłonił
się głęboko.
-Państwo Rosemund, proszę za mną, państwa bagaże zostaną
przeniesione do państwa pokoi – rzekł skłoniony.
Rocky na dźwięk swojego prawdziwego nazwiska wzdrygnęła
się, wiązały się z nim nieprzyjemne wspomnienia, ale podążyła wraz z bratem za
sługusem Rady. Sługusi, byli to ludzie, którym obiecano przemianę w
nieśmiertelnego, pod warunkiem, że przez pewien czas będzie służył wampirom.
Wkroczyli za nim do ogromnej Sali ozdobionej w czerwień: dywany, kotary, ozdoby
ścienne wszystko było czerwone. Z sufitu
zwisał ogromny, zdobiony złotem i diamentami żyrandol. Naprzeciwko wejścia, na
ścianie znajdował się wielki, czerwony gobelin z czarnym, takim samym jaki
rodzeństwo miało wytatuowane misternym, okrągłym znakiem. Był to znak
wampiryzmu szlachetnego (zatwierdzonego przez Radę). Wystrój tej Sali był taki
sam od wieków, hrabia Dracula nie lubił znacznych zmian.
-Za chwilę przybędzie do państwa ktoś, kto zaprowadzi
państwo do państwa pokoi- oznajmił sługus, znów się ukłonił i odszedł,
zostawiając wampiry same.
-Może, jak stanie się wampirem, uda mu się nabyć
bogatszego słownictwa- mruknęła Rocky do Eda i obydwoje się zaśmiali.
-Miejmy taką nadzieję- rzekł Edmund.
Po chwili zjawiły się dwie pokojówki w uniformach
idealnie pasujących do tego jakże eleganckiego miejsca: były to czarne sukienki,
sięgające poniżej kolan obszyte białymi falbanami , z białymi fartuszkami z
czerwonymi lamówkami i z dużą kieszenią u dołu, obwiązanymi aksamitnymi
wstążkami w kolorze krwi. Obie służące nosiły chustki na głowie. Jedna z nich
była rozczochraną blondynką ze spiczastym nosem, na którym umieszczone były
wyjątkowo brzydkie okulary, druga miała kolor skóry kawy z mlekiem, bardzo
krótko ścięte włosy i pyzatą twarz. Blondynka podeszła do Rocky, a pyzata do
Eda.
-P-proszę zza mną proszę pani, zaprowadzę panią do pani
pokoju- powiedziała drżącym głosem okularnica do Rackel.
-Zaprowadzę pana do przydzielonego pokoju- rzekła ta
druga z obojętnym tonem do Edmunda.
Podążyli w milczeniu za pokojówkami, rozdzielając się;
Rocky poszła na zachodnie skrzydło zamku, a Ed na wschodnie. Czerwonowłosa,
idąc za przerażoną sługuską, próbowała nawiązać rozmowę:
-Przepiękny budynek, nieprawdaż?
-T-tak, ma pani rację- odparła okularnica, wciąż
przestraszona.
-Nie musisz zwracać się do mnie „pani”. Proszę mów mi po
imieniu. Jestem Rocky- poprosiła Rocky
-Dobrze, pr… Rocky- zgodziła się pokojówka.
-A ty, jak masz na imię?- zapytała się wampirzyca.
-Emily- odparła cicho okularnica.
Jeszcze trochę po drodze pogawędziły, głównie mówiła
Rocky, a Emily, która się trochę rozluźniła, co nie co dopowiadała. Zanim się
obejrzały, były na miejscu.
-Kolacja odbędzie się o północy- poinformowała Emily Rocky-Potrzebujesz
czegoś jeszcze ?-dopytała.
-Nie, dziękuję-odrzekła czerwonowłosa.
Emily odeszła, gdy odwróciła się, Rocky zauważyła coś: na
szyi pokojówki znajdował się dość świeży ślad po ugryzieniu wampira. Wampirzyca
jednak nie zareagowała na to; Emily nie była pierwszym ani ostatnim sługusem z
którego pito krew. Takich przypadków kilka wieków temu było tysiące i nie zawsze
sługus wychodził z tego żywy, ale w połowie dwudziestego wieku zmieniono
wampirze prawo i od tamtego czasu nie wolno było kosztować ich krwi bez ich
zgody. Rocky posmutniała; gdyby ta dziewczyna nie byłaby tak uległa, nie
doszłoby do tego. Odwróciła się i zamknęła drzwi. Rozejrzała się po pokoju. Na
środku stało wielkie łoże zaścielone jedwabną, karmazynową pościelą. Na ścianach wisiały trzy obrazy,
przedstawiające górskie krajobrazy. Okna zasłonięte były ciężkimi, rubinowymi
zasłonami. Po lewej stronie łóżka były drzwi, prowadzące do łazienki, a po
prawej stała duża, dębowa komoda ze srebrnymi zdobieniami, na niej stała mała,
stylowa, (oczywiście) czerwona lampka nocna. O tą komodę oparta była walizka
Rocky. Pierwsze co wampirzyca zrobiła, to było rzucenie się na miękkie łoże.
Wtuliła się w jedwabne, pachnące kwiatami prześcieradło.
-No i się zaczęło- powiedziała cichutko sama do siebie.
Przez
cały czas pozostały do kolacji, Rocky szykowała się do niej. Najpierw
wypakowała swoje rzeczy z walizki do komody, potem poszła wziąć kąpiel,
następnie wybrała suknię na tą okazję, przebrała się, ułożyła sobie fryzurę i
zrobiła makijaż pasujący do reszty. Gdy skończyła, było już za dwadzieścia
północ, postanowiła więc zejść do jadalni. Doskonale znała drogą do tego
miejsca, gdyż nie pierwszy raz tu była, więc szybko tam dotarła. Jadalnia była
ogromna , spokojnie mogłaby pomieścić kilka tysięcy osób. Ozdobiona była
czerwonymi dekoracjami (ta ilość koloru czerwonego doprowadzała Rocky do
nerwicy: jakby nie istniała na świecie inna barwa, tylko wszędzie musiał być
czerwony. Stały tam trzy stoły; jeden nie długi, bogato ozdobiony i zastawiony
złotem, stojący na podwyższeniu i dwa, stojące do tego pierwszego prostopadle,
znacznie dłuższe, zastawione srebrami. Przy tym mniejszym zasiadała Rada, a przy
tych większych pozostałe wampiry. Rocky, ubrana w długą czarną suknię za
złotymi wzorami i z głębokim dekoltem, oraz z dużym wycięciem na plecach,
weszła na zatłoczoną już salę. Rozejrzała się, szukając Edmunda. Znalazła go
szybko. Siedział po środku jednego z długich stołów. Szybko tam się udała.
-Cześć, braciszku- przywitała się i usiadła koło niego.
Ed był ubrany w elegancki, czarny garnitur i białą koszulę,
której kilka guzików od szyi było rozpięte.
-Witaj, Rocky- odrzekł, uśmiechając się do
niej-Napotkałaś już kogoś znajomego?- zapytał.
-Nie, na całe szczęście- odpowiedziała- A ty?
-Spotkałem Ivana, pytał o ciebie.
-O nie! Tylko nie on!- jęknęła Rocky. Ivan był jej byłym.
Był to wampir z Rosji, który jak kogoś sobie wybierze, to nigdy nie odpuści by
go zdobyć. A tym kimś była Rocky.
Nagle
zegar wybił północ. Wszyscy zasiedli do stołów. Koło Eda usiadł mężczyzna ubrany
w mundur z wojny secesyjnej, a obok Rocky…
Ivan.
-Tak się cieszę, że cię widzę!- rzekł Ivan do Rocky na
powitanie, uśmiechając się szeroko- Wszędzie cię szukałem! Czy ty mnie unikasz?
-Nie, nie unikam ciebie, ja po prostu nie mam ochoty cię oglądać-
odpowiedziała, patrząc na niego z ukosa.
-Nie żartuj!- Zaśmiał się tak głośno, że kilka osób zaczęło
im się przyglądać- To był żart, da*?
-Mówię to absolutnie szczerze- Rocky mruknęła cicho do
niego.
Ten i tak
zignorował jej odpowiedź i zaczął ją komplementować i bezczelnie patrzeć się w
jej biust. Ivan był zboczonym idiotą, którego natura- chyba dla żartu-
obdarowała urodą: był wysokim, dobrze zbudowanym przystojniakiem. Jego włosy
były koloru ciemny blond i miał niebieskie włosy. Rocky wciąż próbowała go
spławić, ale to było na nic, on nie miał najmniejszej ochoty dać jej spokoju.
Kiedy tak „rozmawiali” na salę wkroczyła prawie setka kelnerów, wnosząca
potrawy. Ci kelnerzy bardzo szybko wykonali swoją pracę, po niecałych pięciu
minutach stoły uginały się od różnorodnych potraw z całego świata. Po chwili
pojawiły się kelnerki, które miały za zadanie nalewać gościom napoje (wino,
inne alkohole, wodę i oczywiście krew).Uczta się rozpoczęła. Ivan stracił
zainteresowanie Rocky i zagarnął na swój talerz kilka kotletów wołowych z
półmiska leżącego przed nim. Rocky za to poprosiła jedną z kręcących się po sali
kelnerek o nalanie do jej kieliszka krwi (ABRh-). Ed nałożył sobie na talerz
kawałek homara i powoli go konsumował. Gdy wszyscy byli już najedzeni, ktoś
zadzwonił dzwonkami. Spojrzenia wszystkich skierowały się na stół Rady
Wampirów. W sumie do rady należało pięć osób. Z krzesła pośrodku wstał średnio
wysoki mężczyzna, o czarnych, zalizanych do tyłu włosach. Był tak blady, że
wydawało się że miał śnieżnobiałą skórę. Ubrany był w czarny surdut ze stójką z
czerwoną kamizelką. Był to gospodarz tego zebrania, hrabia Dracula. Po jego
prawicy siedział chudy, kościsty, łysy mężczyzna z bujnym wąsem ubrany tak, jakby
uciekł z przedstawienia na podstawie sztuki Szekspira. Był to baron Ganthier z Francji. Obok barona siedziała jego
żona, była śliczną kobietą, miała rude włosy upięte w misterny kok, ubrana była
w zieloną suknie z czasów wiktoriańskich, wyglądała niczym prawdziwa królowa z
tamtych czasów. Po lewicy Draculi siedziała dziewczynka, wyglądająca na około
dwanaście lat, miał czarne, długie włosy, oczy miała koloru białego, ubrana
była w fioletową sukienkę na ramiączka. Była to lady Casella z północnych Włoch.
Obok tej dziewczynki siedział groźnie wyglądający, siwy mężczyzna o orlim nosie
ubrany w czarny garnitur. Był to hrabia Müller z Niemiec.
- Witajcie moi mili!- rzekł właściciel posiadłości
wyniośle- na kolejnym spotkaniu Rady!
Goście zaczęli bić brawa, ale hrabia uciszył ich
podniesieniem ręki.
-Przejdźmy do rzeczy- odchrząknął- To spotkanie będzie
najkrótsze w całej historii! Bowiem dziś je otwieramy jak i zamykamy.
Przez salę przeszły szepty. Tak krótkie spotkanie? To
musi być coś ważnego!
-Proszę o ciszę!- Dracula podniósł głos, a tłum natychmiast
zamilkł- Dobrze. Rada pragnie was poinformować o obecnym stanie epidemii
świeżego wampiryzmu. Jest coraz gorzej! Nowe wampiry coraz liczniej się
rozmnażają; w dużych miastach Europy, gdzie zwykle zjawiało się dziennie po dwa
świeżaki, pojawia się aż do pięciu dziennie!
Potem rumuński hrabia zaczął podawać
statystyki, wyniki badań i współpracy wampirów z łowcami, oraz inne mało
interesujące rzeczy.
-Na koniec apeluje do was! Pomóżcie
nam i łowcom zlikwidować tą epidemię, ponieważ jeżeli wyginą ludzie to my
również zginiemy! To koniec spotkania! Do widzenia!
Najpierw
salę opuściła Rada, a potem pozostali. Rocky i Edmund szybko udali się do
swoich pokoi, by się spakować. Z jednej strony byli zadowoleni, że to już
konie, ale drugiej byli zaniepokojeni informacją o wzroście skali epidemii. Powoli
walka ze świeżymi krwiopijcami stawała się wojną.
*Da- gdyby ktoś nie widział to po
rosyjsku oznacza „tak”
Dotrwaliście? To fajnie :D. A teraz
czas na życzenia:
Z okazji Bożego Narodzenia,
Życzę
wam spełnienia marzeń, wspaniałych prezentów, rodzinnej atmosfery pełnej
miłości i wszystkiego, co jest najlepsze!
A z okazji Sylwestra i Nowego
Roku:
Wspaniałej
zabawy w gronie przyjaciół, cudnych sztucznych
ogni, aby kac trwał najkrócej i aby wasze postanowienia noworoczne się
powiodły.